Uwagi do toczącej się dyskusji przedwyborczej...
..., a właściwie do prób dyktatu sposobów na przyszłość. Koniec historii i ostatni człowiek –mówił japoński (myślał jednak po amerykańsku – co by to nie znaczyło) filozof Francis Fukujama w 1989 roku. Uzasadniał w ten sposób, po upadku ZSRR, wyższość demokracji nad innymi ustrojami społecznymi. Liberalna demokracja i związany z nią wolny rynek są jego zdaniem (w tym czasie) ostateczną, najlepszą formą ustrojową. Miałaby ona być jednocześnie końcem historii, przez wyczerpanie się nowych projektów ustrojowych.
Czy pomimo ponad 25 lat, które od tego czasu są za nami, możemy bezkrytycznie te tezy potwierdzić? Zacznijmy od „arabskiej wiosny” z ostatnich lat. Wyeliminowanie, również fizyczne przywódcy (dyktatora) Libii miało dać świadectwo historycznego przełomu. Demokracja miała załatwić wszystko sama. Okazało się, tak naprawdę, że pod hasłami demokracji przemycili się do historii następni, tym razem ideologiczni, a nawet religijni nowi dyktatorzy. Pod hasłem odsuńmy w Syrii dyktatora Asada powstała (z niewielką pomocą przyjaciół z USA, jak śpiewali Beatlesi) teraz niespodziewanie mocno, funkcjonująca konstrukcja tak zwanego „Państwa Islamskiego”. Nie wiadomo, czy gdyby nastąpiło nagłe zwiększenie demokracji u naszego wielkiego sąsiada, nie rozhuśta to historii w sposób absolutnie nieprzewidywalny i groźny w tej chwili dla naszego, jak nam się wydaje najlepszego świata. Uważajmy z zaszczepianiem naszego modelu równości (wydaje się on nam, a właściwie rządzącym nami, za idealny) za aplikowalny do innych krajów, przykładowo takich jak wymienione wyżej.
Pojawienie się zalążków społeczności wyżej zorganizowanych (tak o sobie mówią Liberałowie) prowadzi jednak do wzrostu nierówności. Powrót do korzeni natury możliwy byłby dla człowieka tylko w wyniku globalnego kataklizmu lub wszystko wyniszczającej wojny. Tego nie chcemy! Obserwujemy próby pogodzenia wolności i konieczności, pierwiastka ludzkiego i zwierzęcego. Dla osób wrażliwych nie może to być łatwe do zaakceptowania. Podstawowa zasada państwowości nakazuje, by każdy obywatel był nie tylko środkiem, ale i celem istnienia państwa. Podstawowa zasada prawa międzynarodowego wymaga z kolei, by każdy naród był nie tylko środkiem, ale i celem istnienia innych narodów. Historią małą i wielką kieruje konkretny wybór jednostki, który poprzez porozumienie z innymi jednostkami (partia) stanie się wyborem społeczności. Za bardzo trudne uznać należy związki w obrębie grup i sekt religijnych, a nawet całych religii: bycie muzułmaninem wyklucza możliwość bycia chrześcijaninem i co za tym idzie – posiadania praw, które chrześcijaninowi przysługują w obrębie jego społeczności. Wreszcie, bycie patriotą w obrębie szowinistycznie nastawionego narodu wyklucza możliwość bycia równocześnie patriotą innego narodu, który pozostaje w stanie konfliktu z interesami tego pierwszego.
Kryzys formacji liberalno-demokratycznych nie jest to tylko kryzys ekonomiczny. Społeczeństwa, które w relacjach wewnętrznych starają się być liberalno-demokratyczne i wzajemnie się tolerują, w stosunku do obywateli nieliberalnych przejawiają zachowania, jakie w terminologii heglowskiej należałoby określić jako chemiczne. Dlatego i ekonomicznie, i politycznie niewiele mogą one pomóc na przykład krajom Afryki, bo te, patrząc z europejskiej albo amerykańskiej perspektywy, pogrążone są w ustroju mechaniczno-despotycznym. Rozhuśtanie historii zapoczątkowało teraz swoistą „wędrówkę ludów”, jak wędrówki Gotów czy Wizygotów, a potem Hunów w starożytności. Bawimy się niebezpiecznymi zabawkami, a nie mamy pomysłu na zakończenie eksodusu ludów Afryki i Wschodu do naszych jak dotąd spokojnych i sytych krajów.
Po co o tym wszystkim tutaj w tym felietonie przedwyborczym piszę. Jesteśmy, bowiem wbrew swemu poczuciu sprawiedliwości i słuszności, co do wizji przyszłości zbulwersowani instrumentalnym traktowaniem nas (OBYWATELI) w tym procesie wyborczym. Przykładem instrumentalnego traktowanie nas, jako mięsa armatniego w jałowym sporze (o pożal się Boże impoderabilia), było tak zwane „referendum”. Jaka jest możliwa historia a priori?, wtedy gdy wróżbita sam tworzy i wywołuje wydarzenia, które przepowiada. Stwarza przez to wrażenie w masach, które nazywa ludem, który wszystko kupi, bycia wieszczem (jak Mickiewicz).Wszyscy obiecują nieodpowiedzialnie wszystkim zdrowie, bogactwo i szczęście i to za darmo. W poprzednich kadencjach mówiono również coś o miłości, teraz wcale. Wreszcie ktoś im powie; a dajcie wy mi święty spokój, pozabijajcie się sami. „Wam kury macać, a nie przewodzić Narodowi” – jak mówił Piłsudski (swoją drogą na pewno nie był ani demokratą, ani liberałem, ale niewątpliwie był PAŃSTWOWCEM). I tyle w tym felietonie energetycznym, gdzie ani słowa o energetyce.
Jerzy Łaskawiec