Partner serwisu
15 grudnia 2020

Energetyka w Polsce dawniej i dziś

Kategoria: Aktualności

Nikogo dziś nie trzeba przekonywać, że energia elektryczna jest jedną z podstaw istnienia każdego nowoczesnego państwa – bez niej nie są dziś w stanie funkcjonować praktycznie wszystkie gałęzie gospodarki, a zapotrzebowanie na prąd nieustannie rośnie. W Polsce za zapewnienie bezpieczeństwa i stabilności energetycznej dla kraju odpowiedzialny jest sektor elektroenergetyczny, oparty od kilkudziesięciu lat w głównej mierze na spalaniu węgla kamiennego i brunatnego. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę z tego, że nie zawsze węgiel pełnił w krajowej energetyce tak ważną rolę – jeszcze przed II wojną światową plany rozwoju polskiego sektora elektroenergetycznego były oparte na zupełnie innych założeniach.

Energetyka w Polsce dawniej i dziś

Miłe dominacji węgla początki

Warto pamiętać, że tak naprawdę polska energetyka jest względnie młoda - ma dopiero nieco ponad 100 lat, bo o jej istnieniu możemy mówić dopiero od 1918 roku, kiedy Polska odzyskała niepodległość po 123 latach politycznego niebytu na mapach Europy. To oczywiście nie znaczy, że w 1918 roku nie było na ziemiach polskich elektrowni, ale trzeba pamiętać, że każdy zaborca na podległym mu terenie realizował swoją własną politykę energetyczną. Siłą rzeczy istniały ogromne dysproporcje w ilości wytwarzanej energii i dostępie do niej pomiędzy poszczególnymi częściami kraju po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.

Sytuację dodatkowo pogarszał fakt, że z terenów oddanych Polsce dotychczasowi właściciele zabierali niemal wszystko, co przedstawiało większą wartość – w tym np. przewody elektryczne, co dla rozwoju przemysłu energetycznego na odzyskanych terenach stanowiło niemały problem. Pomimo tych trudności ilość energii elektrycznej produkowanej łącznie w około 280 działających ówcześnie polskich elektrowniach (ich sumaryczna moc sięgała ok. 210 MW) wynosiła na koniec 1918 roku około 0,6 TWh i pochodziła niemal w całości z węgla. Dla porównania dokładnie 100 lat później, w 2018 roku, elektrownie w Polsce produkowały niecałe 167 TWh.
 
Ambitne plany kontra rzeczywistość

Z dzisiejszej perspektywy niezwykle ciekawe jest, że istniejące plany elektryfikacji kraju oraz cały przewidywany system elektroenergetyczny zaplanowano oprzeć na elektrowniach wodnych. Miały one powstać w południowej Polsce, gdzie istniały ku temu korzystne warunki, a oprócz nich przewidziano stworzenie odpowiednich linii przesyłowych, dostarczających wytwarzany prąd do innych części Polski i do najważniejszych ośrodków przemysłowych. Za takim rozwiązaniem przemawiały względy bezpieczeństwa – obawiano się, że dostawy węgla ze Śląska mogą zostać przerwane, postanowiono zatem wykorzystać rozwiązanie gwarantujące stabilność produkcji i dostaw elektryczności.

Sporą przeszkodą w realizacji tych planów okazało się fiasko prowadzonych z Amerykanami negocjacji w sprawie dofinansowania inwestycji w energetykę w Polsce (mieli oni wyłożyć kapitał m.in. na budowę 450 km linii przesyłowych o napięciu 100 kV, a także sfinansować budowę dużej elektrowni wodnej na Dunajcu). Było ono w sporej mierze spowodowane przez protesty ze strony przedstawicieli polskiego przemysłu, Państwowej Rady Elektrycznej i Zrzeszenia Elektrowni Kopalnianych, które obawiały się monopolizacji kluczowego sektora gospodarki.

Niedługo po zakończonych niepowodzeniem rozmowach z amerykańskimi inwestorami nadszedł wielki kryzys z 1929 roku, który wyjątkowo niekorzystnie odbił się na odradzającej się polskiej gospodarce i ostatecznie przypieczętował losy polskiej energetyki na długie lata.

Budowę zapory i elektrowni wodnej na Dunajcu rozpoczęto dopiero w roku 1935, po ogromnym wylewie tej rzeki, którego skutki okazały się bardzo kosztowne dla państwa – straty wyliczono na 75 mln zł. Dla porównania budżet budowy zapory i elektrowni wyniósł 45 mln zł.

Dzięki inwestycjom w sektor energetyczny na koniec 1938 roku łączna moc istniejących wtedy elektrowni wynosiła 1692 MW, a roczna produkcja około 4 TWh. Dalszy rozwój polskiej elektroenergetyki przerwał wybuch II wojny światowej.

Okres po II wojnie światowej

II wojna światowa po raz kolejny zmieniła granice Polski, a zniszczenia infrastruktury przemysłowej na terenie kraju były ogromne. O ich skali najlepiej mówią dostępne dane: na koniec 1946 roku (a więc po kilkunastu miesiącach od zakończenia wojny) pracowało 361 elektrowni, których łączna moc wynosiła 2553 MW, a roczna produkcja zamykała się w 5,8 TWh. Co istotne, w liczbie tej była zaledwie nieco ponad połowa (191) elektrowni zawodowych – ich moc wynosiła 1296 MW, zaś roczna produkcja sięgała 3,4 TWh.

Dopiero w latach 50. XX wieku nastąpiła gwałtowna elektryfikacja Polski, wynikająca z gigantycznych inwestycji państwowych. Poziom elektryfikacji wsi osiągnął 19% (przed wojną – 2%), powstały okręgi energetyczne i uruchomiono dużą liczbę nowych bloków energetycznych w istniejących elektrowniach. Równolegle powstawały nowe elektrownie, a w latach 60. został ujednolicony i zbudowany system elektroenergetyczny z nowoczesnymi liniami przesyłowymi.

W efekcie dużych nakładów na rozbudowę sieci energetycznej w okresie PRL powszechna elektryfikacja Polski zakończyła się pod koniec lat 70., natomiast w 1980 roku 99% obszarów wiejskich również została zelektryfikowana. Od 1961 do 1980 roku łączna zainstalowana moc elektryczna wzrosła o około 19 000 MW, opierając się w znakomitej większości o bloki węglowe. W latach 80. przyrost mocy wyniósł 6700 MW, z czego większość stanowiły dwie duże elektrownie węglowe – Połaniec (1600 MW) i Bełchatów (4320 MW).

Niespełnione marzenia o energetyce jądrowej

Polska, podobnie jak wiele innych krajów tzw. bloku wschodniego, pozostającego w silnej orbicie wpływów ZSRR, rozpoczęła inwestycje mające na celu wybudowanie elektrowni jądrowej. Pierwszą lokalizacją, wybraną po wielu latach kompleksowych badań, był Żarnowiec. Przewidywano budowę 4 bloków energetycznych, których łączna moc miała wynieść około 1600 MW. Budowa została rozpoczęta, jednak nigdy jej nie ukończono – została przerwana w 1989 roku. Wpłynęły na to silne protesty lokalnej społeczności, zmiany ekonomiczne po transformacji ustrojowej Polski (upadek PRL) oraz katastrofa elektrowni jądrowej w Czarnobylu.

Druga elektrownia jądrowa miała powstać w Klempiczu, a jej przewidywana wydajność miała wynosić około 4000 MW. Podobnie jak w przypadku Żarnowca, także i ta inwestycja nie doszła do skutku w wyniku protestów społecznych.

Niepowodzenie tych inwestycji i ogromne wydatki na budowę w Żarnowcu sprawiły, że na wiele kolejnych lat droga dla elektrowni atomowych na terenie Polski była zamknięta. Obecnie rząd rozważa możliwość wybudowania tego rodzaju elektrowni, przy czym szacowane terminy uruchomienia pierwszej elektrowni jądrowej są sukcesywnie przesuwane na kolejne lata (2027-2030).

Teraźniejszość i przyszłość polskiej energetyki

Choć dzisiejszy profil polskiego sektora energetycznego wciąż jest zdominowany przez węgiel, to wyraźnie widać sukcesywne odchodzenie od opierania krajowej elektroenergetyki wyłącznie na tym paliwie kopalnym. Eksperci nie mają wątpliwości, że ten kierunek zostanie utrzymany w najbliższej przyszłości – nie tylko ze względów czysto ekonomicznych.

- Zaledwie 8 lat temu, w 2012 roku, węgiel brunatny i kamienny był odpowiedzialny za 84,4% polskiej produkcji energii elektrycznej. Na koniec 2019 roku było to jedynie 73,6% przy zauważalnym wzroście źródeł odnawialnych i gazu – mówi Dariusz Talarowski z lubelskiej firmy Energoserwis, zajmującej się na co dzień realizacją w formule „pod klucz” m.in. elektrociepłowni oraz modernizacją ich poszczególnych elementów. - W tym kontekście rygorystyczna polityka dekarbonizacyjna Unii Europejskiej, w   tym  wzrost opłat emisyjnych za CO2, która skutkuje stopniowym zmniejszaniem udziału paliw kopalnych w produkcji energii elektrycznej, może być dla Polski powodem do  dywersyfikacji źródeł energii elektrycznej– dodaje. - Trzeba też pamiętać, że przewidziane do 2035 roku wyłączenie ponad 20 GW źródeł wytwórczych ze względu na niespełnianie standardów emisyjnych i przestarzałość infrastrukturalną powinno zostać jak najszybciej skompensowane za pomocą nowych, bardziej ekologicznych i ekonomicznych inwestycji, aby uniknąć ewentualnej luki węglowej.

Według Dariusza Talarowskiego przy odpowiednich inwestycjach i konsekwentnej realizacji nowych inwestycji możliwe jest takie zdywersyfikowanie krajowego systemu energetycznego, aby elektrownie i elektrociepłownie opalane węglem wciąż stanowiły podstawę produkcji energii elektrycznej, a jednocześnie źródła odnawialne (OZE) miały w niej coraz większy udział.

Przykład Niemiec pokazuje, że da się oprzeć energetykę państwa na OZE i wspierać ją rozwiązaniami konwencjonalnymi. Przy czym, od  źródeł konwencjonalnych wymaga  się wysokiej  elastyczności, celem  uzupełniania zmieniającej się produkcji energii elektrycznej  z OZE. W Polsce taki scenariusz jest wprawdzie dopiero przyszłością, ale obecne trendy europejskie i światowe w dziedzinie ekoprodukcji prądu są bardzo klarowne. Tym bardziej warto więc już dziś zadbać o to, by przyszłość polskiej energetyki nie była rysowana wyłącznie za pomocą węgla.

Nie ma jeszcze komentarzy...
CAPTCHA Image


Zaloguj się do profilu / utwórz profil
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ