Partner serwisu
06 września 2015

Stanisław Tokarski: Era dymiących kominów to przeszłość

Kategoria: Artykuły z czasopisma

– Musimy mieć świadomość, że era dymiących kominów odchodzi już do przeszłości. Stawiamy na energetykę, która nie będzie zanieczyszczać środowiska. Zmiany jednak wymagają czasu i muszą być wprowadzane etapami – mówi dr inż. Stanisław Tokarski, wiceprezes zarządu ds. strategii  i rozwoju TAURON Polska Energia.

 

Stanisław Tokarski: Era dymiących kominów to przeszłość

Jakie wyzwania stoją przed polską energetyką?    

Obecnie najważniejszymi dla naszego kraju są te związane z realizacją zadań wynikających z drugiego pakietu klimatyczno-energetycznego. Jego zapisy sprzyjają wzrostowi udziału OZE w produkcji energii, a także zwiększają rolę kwestii związanych z poprawą efektywności energetycznej. Jednak w polskim przypadku większym wyzwaniem nie będzie charakter zmian w funkcjonowaniu sektora, dotychczas opartego na źródłach konwencjonalnych, ale ich tempo. W energetyce inwestycje planuje się na kilkadziesiąt lat, a Unia Europejska na transformację do energetyki bezemisyjnej daje nam raptem 15 lat. Nie jesteśmy przeciwni tym zmianom, mówimy tylko „Dajcie nam więcej czasu”.

To problemy, z którymi obecnie zmaga się polska energetyka. Jak pan widzi jej przyszłość?

Bardzo trudno przewidzieć długoterminową przyszłość sektora, ponieważ kłopot sprawia nawet określenie, jak będzie wyglądał rynek energii elektrycznej za pięć lat. Technologie rozwijają się dzisiaj w zawrotnym tempie. Zmienia się także otoczenie zewnętrzne. Trudno więc snuć przyszłościowe wizje. Myślę jednak, że przede wszystkim czeka nas rozwój energetyki zielonej oraz równoległy rozwój energetyki systemowej i prosumenckiej. Ważnym pytaniem jest też to, jaki będzie klient oraz dostawca energii po roku 2020. Można przewidywać, że klient będzie czynnym uczestnikiem rynku energii elektrycznej, wytwarzającym energię w przydomowych źródłach małej mocy. Z kolei do zadań sprzedawcy energii, poza jej dostawą, będzie należało rezerwowanie źródeł nieciągłych. Kierunki rozwoju światowej energetyki będą również zależeć od rozwoju technologii magazynowania energii.

Wspomniał pan o energetyce prosumenckiej, która już rozwija się w Polsce. Czy możliwa jest jej zdrowa współpraca  z energetyką zawodową i współistnienie na rynku?

Patrząc na rozwój zielonych technologii i ich plany rozwoju w kolejnych latach, współpraca energetyki zawodowej z prosumencką jest nieunikniona. Rosnący udział OZE w produkcji energii elektrycznej będzie jednak wymagał większej elastyczności od źródeł konwencjonalnych, które, w zależności od warunków pogodowych, będą musiały wziąć na siebie mniejszy lub większy ciężar za zapewnienie bezpiecznych i ciągłych dostaw energii. To z kolei rodzi problemy natury technicznej (bezwładność dużych bloków), ale również ekonomicznej (opłacalność pracy przy małym obciążeniu). Przewiduję, że konieczne stanie się stworzenie dwutowarowego rynku: energii i mocy. Te źródła, które będą pracować tylko przez małą liczbę godzin w ciągu roku, muszą być „wynagradzane” opłatą za moc potrzebną w godzinach szczytowych.

Mówimy o przyszłości. Czy uważa pan, że w Polsce ma szansę powstać elektrownia jądrowa?

Energetyka jądrowa w Polsce ma rację bytu. Zostały już poczynione pierwsze kroki, aby taki obiekt powstał w naszym kraju. W kontekście polityki energetyczno-klimatycznej Unii Europejskiej energetyka atomowa stoi w uprzywilejowanej pozycji jako stabilna, a przede wszystkim bezemisyjna forma produkcji energii. Ponadto wprowadzenie energetyki jądrowej znacznie podniesie kulturę techniczną naszego społeczeństwa. Jednakże różne decyzje państw Unii Europejskiej co do rozwijania lub rezygnacji z energetyki atomowej (decyzja o zamknięciu bloków jądrowych w Niemczech) będą mieć wpływ na powstanie elektrowni jądrowej w Polsce.

Czy jest alternatywa?

Dla energetyki jądrowej i węglowej alternatywną technologią zmieniającą reguły na rynku energii elektrycznej może okazać się magazynowanie energii. Firma Tesla zaprezentowała niedawno domowy magazyn energii – baterię o pojemności 10 kWh. Ta technologia może okazać się przełomowa i zmienić sposób produkcji, dostaw i użytkowania energii. Jeżeli w domu będziemy mogli mieć własne źródła fotowoltaiczne i zgromadzić 10 kWh energii elektrycznej z nich wytworzonej, to tym samym ograniczymy pobór energii z sieci. Pozostanie tylko kwestia kosztów
takiego rozwiązania i to, czy społeczeństwo będzie na nie stać. Jeśli koszty te będą akceptowalne przez gospodarstwa domowe, to po 2020 roku możemy wyobrazić sobie dom, który posiada instalację fotowoltaiczną na dachu, baterię w garażu i przyłącze energetyczne, które zapewni nam energię z zewnętrznej sieci dystrybucyjnej, kiedy zużyjemy tę, wyprodukowaną przez domowe źródła. Wówczas firmy energetyczne będą zajmowały się zapewnieniem zdywersyfikowanych usług zaspokajających potrzeby klientów.

Stawiamy dzisiaj na ochronę środowiska. Jak interpretuje pan informację, która ostatnio pojawiła się w mediach, że Niemcy rezygnują z opłat karnych dla starych, wyeksploatowanych elektrowni węglowych?

Decyzja ta ma charakter polityczny. Po katastrofie w japońskiej Fukushimie niemiecki rząd pod presją społeczną zdecydował się zamknąć elektrownie jądrowe. Przy lawinowo rosnącym udziale OZE w produkcji energii elektrycznej, konieczne jest posiadanie stabilnej rezerwy mocy. Po rezygnacji z energetyki atomowej Niemcy muszą teraz polegać na wysłużonych blokach węglowych, aby uchronić się od blackoutów. Nie mogą zatem obciążać ich dodatkowymi kosztami. Jednocześnie musimy mieć świadomość, że era dymiących kominów odchodzi już do przeszłości. Jest to naturalne, że nie chcemy ich w naszym krajobrazie. Chcemy energetyki, która nie będzie zanieczyszczać środowiska. Jednak wszelkie zmiany zmierzające do tego stanu wymagają czasu, muszą być wprowadzane etapami.
 

Odejdźmy od energetyki. Ma pan duże doświadczenie, jeśli chodzi o pracę na stanowiskach związanych  z zarządzaniem w spółkach energetycznych. Czy jest jakaś specyfika zarządzania ludźmi  w tej branży?

Wydaje mi się, że zarządzanie w energetyce nie różni się istotnie od zarządzania w innych branżach. Zwróciłbym jedynie uwagę na to, że pracownicy firm energetycznych zazwyczaj przez wiele lat pracują w jednym zakładzie. Co więcej, praca w energetyce jest często rodzinną tradycją – kolejne pokolenia kształcą się do pracy w tym zawodzie. To buduje charakterystyczne dla tej branży relacje między pracownikami a firmą.

Jaki przyjął pan styl zarządzania? Wzoruje się pan na jakimś menadżerze?

Nie wzoruję się na jakimś konkretnym sztywnym stylu, z wielu staram się wybrać to, co według mnie jest najbardziej wartościowe. Najbliższy jest mi tzw. „management by walking around” (w wolnym tłumaczeniu „zarządzanie przez przechadzanie się”  – przyp. red.), zgodnie z którym menedżer spotyka się z pracownikami na ich stanowiskach pracy i rozmawia o problemach, którymi się zajmują, a z którymi na co dzień nie mają możliwości lub śmiałości zwrócić się do niego. Takie podejście buduje pozytywne relacje.

Co pana zdaniem jest najtrudniejsze w zarządzaniu?

Wracając znów do nomenklatury angielskiej, chyba najtrudniejsze jest zachowanie tzw. work-life balance, czyli zdrowej równowagi pomiędzy pracą a życiem poza nią. Ważne jest, aby nabyć umiejętność „wylogowania się” z pracy i zrelaksowania, wyciszenia na resztę dnia. W okresie 50+ warto też przeznaczyć przynajmniej godzinę czasu na uprawianie sportu. To bardzo pomaga w odstresowaniu się i odciąża organizm po ciężkim dniu pracy.

Co pan najbardziej ceni w ludziach, z którymi współpracuje?

Z pewnością otwartość oraz samodzielność. Pracownik powinien dołożyć wszelkich starań, aby wykonać powierzone mu zadanie. Z drugiej strony – rozwiązując dany problem – powinien czuć pełne wsparcie i poparcie ze strony swojego przełożonego. To bardzo ważne, gdyż buduje wzajemne zaufanie, które jest podstawą efektywnej współpracy.


Rozmawiali: Adam Grzeszczuk, Aldona Senczkowska-Soroka

Fot. TAURON

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ