Nowa energetyczna nadzieja? część 2: Europa i Polska
Nowe niekonwencjonalne techniki przyniosły ogromne korzyści USA, opisane w poprzednim numerze „Chemii Przemysłowej”. Jakie są perspektywy ich sukcesu w Europie i Polsce? Czy Polska stanie się drugą Norwegią, jak obiecują politycy?
Na Starym Kontynencie sukces gazu niekonwencjonalnego będzie trudno powtórzyć - zgadzają się co do tego i europejscy politycy, i przedstawiciele biznesu oil&gas. Ocena ta wynika przede wszystkim z szacunku wielkości zasobów – Unia jest mniej bogata w nowe rodzaje gazu niż Ameryka, gdyż posiada ich ośmiokrotnie mniej. Międzynarodowa Agencja Energii w 2009 r. oceniła zasoby całego gazu niekonwencjonalnego w Europie na 29 bilionów m3, przy 233 bilionach w Ameryce Północnej czy 155 bilionach w dawnym ZSRR i 144 w Chinach.
Europa – uboga krewna
Pomimo nowych odkryć Europa jest wciąż „ubogą energetyczną krewną” innych regionów świata, szczególnie Ameryki Północnej, przede wszystkim zaś Azji. I choć nie jest to bardzo dużo, ale nawet te europejskie 29 bilionów m3 gazu to i tak łakomy kąsek. Gdyby udało się je choćby w połowie wydobyć - wystarczyłoby na 30 lat europejskiej konsumpcji. Więc...
Poszukiwania ruszyły
Największe zainteresowanie wielkich spółek amerykańskich (Exxon, Marathon Oil) wywołały złoża w Polsce, Niemczech, Francji, Szwecji i na Węgrzech. Shell zaczął poszukiwania łupków na Ukrainie.
Pierwsze europejskie wiercenia badawcze wykonano ponad dwa lata temu. Szanse na efekty dawały rozpoznane już przez geologów łupki w basenie Dolnej Saksonii w Niemczech oraz skały ałunowe szwedzkiego rejonu Scanii. Wstępne prace rozpoznające teren lub często potwierdzające dawniejsze badania trwają w wielu innych rejonach Europy.
We Francji także ruszyły poszukiwania. Południowo wschodni rejon kraju daje pewne szanse, więc Francuzi zachęcają inwestorów zza Atlantyku, którzy mają technologie. GDF Suez współpracuje z Schuepbach Energy z Dallas a Total z firmą Devon. Przy takiej współpracy szanse na pozwolenia od francuskiej biurokracji są znacznie większe (wiązania inwestorów z doświadczeniem i kapitałem z krajowymi graczami powinniśmy się uczyć od Francuzów - to najpewniejsza droga do pozyskania nowych technologii przez wykorzystanie atutu własnych zasobów geologicznych).
Jak zwykle w tak ryzykownym biznesie są i porażki. Największa firma naftowa świata Exxon zrezygnowała w lutym br. z wydobycia gazu ściśniętego na Węgrzech, gdzie wspólnie z MOL i Falcon próbowała wydrzeć z ziemi gaz na polu Mako Trough. Wiele sobie obiecywano po tym polu, szacując, że zawiera 340 miliardów m3 gazu (na ponad 30 lat węgierskiego zużycia). Jednak – zadziwiające! - taki potentat jak Exxon wciąż nie ma wystarczającego doświadczenia z gazem niekonwencjonalnym. Okazało się, że nie odczytano z badań sejsmicznych pokładów wody i z odwiertu płynęło więcej wody niż gazu, a dodatkowe szczelinowania tylko pogorszyły sytuację. I to na dodatek świeżej wody, co bardzo ochłodziło zapędy eksploratorów. Świeża woda na głębokości ponad 4 kilometrów oznacza, że formacja nie nadaje się do wydobycia, gdyż na tych głębokościach powinna być jedynie solanka. Zsolt Hernadi, szef węgierskiego MOL-a, wypowiedział przy tym bardzo znamienne słowa: „ten gaz tam jest, wiemy to od 30 lat. Nie udało się, ale nie oznacza to, że zostanie tam na zawsze w ziemi. Czekamy na rozwój techniki, która pozwoli nam go w przyszłości wydobyć”.
Rozszerzenie tych poszukiwań wymaga dużego zaplecza firm serwisowych, które można ocenić przez ilość instalacji wiertniczych: złoże Barnett w 2008 roku angażowało 180 wiertni, gdy w całej Europie takich urządzeń jest 98 (z tego 42 w Wielkiej Brytanii). Trudno to nawet porównywać z potęgą amerykańskiego rynku wydobycia, gdzie pracuje 2257 instalacji – ponad 20 razy więcej niż w Europie. Mamy więc dużo do nadrobienia, a brak takich instalacji może opóźnić rozwój poszukiwań i wydobycia.
Nie ta geologia
Szanse na sukces daje szerokie występowanie łupków, a że badania w Europie są na bardzo wstępnym etapie (choć pierwsze próby i odkrycia tego gazu miały miejsce w latach 80.), więc wielkość zasobów jest znacznie gorzej rozpoznana, może jednak okazać się większa od dzisiejszych szacunków.
Europa różni się od Ameryki wieloma czynnikami, które są decydujące dla możliwości wydobycia. Przede wszystkim – nie te skały. Geolodzy z Francuskiego Instytutu Naftowego (IFP) wiedzą doskonale, że geologia tych regionów różni się bardzo od złóż amerykańskich. – By wydobycie było możliwe, musi być dochodowe, a do tego trzeba wydobywać duże ilości, natomiast w Europie występują zwykle małe, pofragmentowane złoża – mówi Yves Mathieu z IFP. Zasobność skał (materiality) jest także niższa. Europejskie skały łupkowe są bardziej elastyczne, mniej skrystalizowane, co obniża ich podatność na szczelinowanie hydrauliczne. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że europejskie złoża leżą głębiej niż amerykańskie.
Kluczowym zasobem może się okazać woda, gdyż Europa, a w szczególności - Polska są znacznie bardziej ubogie w wodę niż USA. Warunki jej użytkowania oraz koszty jej utylizacji mogą blokować wydobycie przez wysokie koszty.
Europejscy geologowie utworzyli inicjatywę GASH (od gas shales) – projekt zrzeszający ekspertów z różnych firm i instytucji, który ma systematycznie zbadać występowanie skał łupkowych w Europie, przygotować analizy ich potencjału gazowego i wypracować technologie badawcze. Przewodzi temu niemiecki Geo Forschungs Zentrum (GFZ) z Poczdamu, ale udział biorą Francuzi (IFP), Austriacy, Holendrzy i Anglicy. Polaków niestety nie ma, choć potencjał geologiczny i ludzki mamy niegorszy.
Przeszkody społeczne
Europa cechuje się znacznie wyższymi standardami społecznego komfortu. Jean-Francois Cirelli, wiceszef GDF Suez, największej firmy gazowej Europy, widział wokół lotniska w Dallas las wież wiertniczych nowego niekonwencjonalnego gazu. Pytał, czy Europejczycy zgodzą się na coś takiego, by przy lotnisku w Paryżu były wieże wiertnicze? Odpowiedź jest dość prosta: NIE.
Żeby zilustrować, jak wielkim obciążeniem dla otoczenia jest wydobycie gazu łupkowego, warto przywołać wielkość najbardziej efektywnego obszaru wydobycia w Ameryce – Barnett Shale. Zajmuje on obszar w przybliżeniu Belgii i Holandii i wydobywa się z niego 28 miliardów m3 (2008 r.), czyli dwukrotnie więcej niż Polska zużywa. Jednak do wydobycia tego gazu pracuje 8 tysięcy szybów wydobywczych. Jeżeli przyjąć, że szyby ustawiamy co dwa kilometry, to trzeba, by teren w kształcie kwadratu o wymiarach 180 km na 180 km zająć na wiertnie. To jest prawie 10% powierzchni Polski. Do tego dochodzi infrastruktura... Pytanie brzmi: czy gęsto zaludniona Europa wytrzyma takie obciążenie? W USA mieszka 27 osób na km2, a w Polsce 122 osoby, natomiast w Wielkiej Brytanii - 383. Nadzieje na przełamanie tego ograniczenia daje rozwój techniki, która już osiągnęła taki poziom, że z jednego odwiertu można wyprowadzić kilkanaście wierceń poziomych, czyli wiertnie – bardzo uciążliwy dla mieszkańców obiekt – mogą być rozrzucone znacznie rzadziej niż w USA.
Dlatego pozwolenia administracyjne będą dużą przeszkodą, gdyż jak twierdzi Peter Voser - szef Shella, w Stanach ludzie dużo łatwiej akceptują wiercenia, budowę infrastruktury i obciążenia związane z wydobyciem niż w Ameryce. Dodatkowo większość wydobycia odbywa się tam na terenach federalnych, gdzie nie ma poważnych przeszkód biurokratycznych. Pozwolenia dość łatwo amerykańskie firmy poszukujące otrzymują w Teksasie, ale już w Nowym Yorku... zbliżenie się z odwiertami w okolice terenów wodonośnych spowodowało reakcję władz lokalnych i orzeczenie sądu, który nakazując przeprowadzenie badań i wydawanie osobnych pozwoleń dla każdego odwiertu - praktycznie uniemożliwił wiercenia. Dlatego prezes Shella uważa, że shale gas nie zajmie znaczącego miejsca w bilansie energetycznym Europy.
Dochodzi do tego zjawisko NIMBY (Not in my Back Yard - nie koło mojego domu), które w bogatych konsumpcyjnych społeczeństwach bardzo ogranicza działalność uciążliwą dla mieszkańców. Nawet zachęta finansowa w Europie jest znacznie słabsza niż w USA. Zasoby naturalne (także gaz) w Europie należą do państwa i właściciele terenu nie mogą tak jak w USA odnosić zawrotnych wręcz korzyści z wydobycia gazu. Tam poszukujący umawia się z właścicielem ziemi, że otrzyma na przykład 10% dochodów lub kwotę stałą, ale bardzo poważną. W Europie (i Polsce) opłaty za kopaliny pobiera państwo. Nie ma więc czym rekompensować uciążliwości dla mieszkańców.
Europejscy politycy są bardzo ostrożni wobec nadziei na wielkie zasoby gazu. Fabrizio Barbaso, przedstawiciel komisarza Unii ds. Energii, podczas polskiej konferencji 8 kwietnia 2010 r. pytał: czy amerykańskie doświadczenia da się przenieść do Europy, gdzie są inne warunki geologiczne, wymogi środowiskowe i koszty. Przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Barroso rozpoczyna od przygotowywania raportu o skutkach środowiskowych, od którego wyników zależeć będzie eksploatacja. Jeśli zaczyna się od takich raportów, niewielkie są perspektywy na rozwój tak obciążającego środowisko sposobu wydobycia gazu. Nadzieje na zastąpienie nowymi odkryciami rosyjskiego gazu rozwiewa nowy komisarz ds. Energii Guenther Oettinger mówiąc, że gaz łupkowy może bardziej uzupełnić dotychczasowe wydobycie, niż je zastąpić. Powód? Wysokie koszty i opór zarówno środowisk lokalnych, jak i ekologicznych. Jaka będzie w najbliższej przyszłości rola nowego gazu w Europie? Warto przywołać oceny wielkich agencji energetycznych. Międzynarodowa Agencja Energii (IEA) w 2009 r. stwierdziła, że nowy gaz nie zmieni znacząco gazowej sytuacji Europy do roku 2020. Podobnie amerykańska Energy Information Administration (EIA) ocenia, że ten gaz doda od kilku do kilkunastu procent do wydobycia, ale... w 2035 roku.
Rys. 1. Jakie zasoby gazu i gdzie rozmieszczone (szacunki na 2007 rok w bilionach stóp sześciennych)
Polska – wielkie nadzieje
Potencjał geologiczny
Polska geologicznie leży w miejscu, które dobrze rokuje dla wydobycia gazu łupkowego. Tereny, na których może występować, są bardzo rozległe - skały czarnego łupka występują w pasie od Pomorza Gdańskiego do Lubelszczyzny (geologicznie – basen sylursko - ordowicki). Te właśnie tereny zajęły firmy wnoszące o koncesje poszukiwawcze od 2007 r. Nafciarze zajęli miejsce paleontologów, którzy znajdowali tam rzadkie i malownicze skamieliny zwane graptolitami. Jak widać na mapie, cały pas został zajęty przez poszukiwaczy nowego gazu. Różnica między koncesjami (głównie wydobywczymi) z 2004 r. a nowym obrazem jest ogromna.
Te potencjalne zasoby zostały wstępnie i bardzo ogólnie określone przez zachodnie firmy. Konsultanci z Wood McKenzie mówią o 1,3 bilionach m3 a amerykańska firma Advanced Reaserch Int. nawet o 3 bilionach. Są to ilości ogromne, bo gdyby je brać dosłownie, jako gaz możliwy do wydobycia, dawałyby nam możliwości złóż na 100 czy 200 lat obecnej polskiej konsumpcji. Jednak są to ilości powstałe jedynie poprzez porównanie polskich i amerykańskich warunków geologicznych. Nie są poparte żadnymi wynikami poszukiwań, a dopiero po wierceniach poszukiwawczych i analizie próbek będzie można szacować zasoby.
A cóż dopiero mówić o możliwości wydobycia tych zasobów czy ich opłacalności. To dzisiaj wielkie niewiadome, tak że od Henryka Jezierskiego możemy usłyszeć: Jeśli ktoś mnie pyta, ile mamy gazu łupkowego w Polsce, jako główny geolog kraju odpowiadam - zero. Dopóki nie zostaną przedstawione dokumentacje geologiczne, potwierdzone zasoby - nie ma takiego gazu w Polsce.
Bardziej umiarkowana jest ocena Huberta Kiersnowskiego z Państwowego Instytutu Geologicznego, który uważa, że polskie złoża można szacować na 150 mld m3, co jest ilością porównywalną z udokumentowanymi złożami gazu konwencjonalnego.
Firma Talisman z Kanady, która przygotowuje się do badań w Polsce, ocenia wstępnie bardzo optymistycznie nasze złoża. Gęstość, miąższość złoża czy zawartość materii organicznej oceniane są wyżej niż w eksploatowanych złożach Marcellus czy Montney. Są to wstępne szacunki, które wymagają potwierdzenia, jednak z pewnością świadczą o optymistycznym nastawieniu kanadyjskiego inwestora.
Hurra-optymizm polityczny
Jednak to pragmatyczne podejście nie znajduje żadnego zrozumienia u polityków i dziennikarzy. Przez Polskę przeszła ogromna fala publikacji, programów telewizyjnych i wypowiedzi polityków, która buduje w społeczeństwie nadzieje na „wielki gaz”. Przytoczmy kilka tytułów z mediów: “Rewolucja na rynku gazu da nam niezależność od dostaw z Rosji”, “Gazprom może stracić pozycję w Europie na rzecz Polski”, „Polski gaz zagrozi Gazpromowi” („Gazprom przerażony”), „USA zrobią z Polski gazowe Eldorado”. Tym tropem podążają też politycy, obiecując, że zostaniemy drugą Norwegią (minister Sikorski) czy wręcz Katarem. Przypomina się psychologiczny fenomen Karlina.
Gdy w czerwcu we wsi Łebień pod Lęborkiem rozpoczęły się wiercenia - emocje społeczne osiągnęły szczyt. Telewizje na żywo relacjonowały odwiert, a jeden z kandydatów na prezydenta RP odbył konferencję prasową na tle wieży wiertniczej. Żeby było śmieszniej – zapowiadał, że nie oddamy naszego gazu obcym, nie biorąc pod uwagę, że nie potrafimy go wydobywać i to mogą zrobić jedynie owi „obcy”, którzy zresztą postawili tę wieżę.
W Polsce bowiem ogromną rolę odgrywa czynnik polityczny i emocje społeczne. Uzależnienie do importu rosyjskiego gazu sięgające 92% i potężna alergia elit politycznych na naszego wschodniego sąsiada - stwarza idealną mieszankę dla takich zachowań.
Jednak jest to dzielenie skóry na niedźwiedziu. Bo jak niedźwiedź w puszczy, tak gaz jest uwięziony w łupkach i nie wiemy jeszcze, czy uda się go stamtąd wygonić i zagnać na służbę energetycznej suwerenności.
Mamy więc nieokreślony precyzyjnie potencjał geologiczny. Przedsiębiorstwa przystępują do poszukiwań, być może więc hałas medialny dobrze się przysłuży wejściu nowych amerykańskich technologii i wykorzystaniu nieosiągalnych dotychczas zasobów.
Rys. 2. Koncesje na poszukiwania i wydobycie ropy, i gazu w Polsce
Wcale nie łupki, tylko piaskowiec
Generalnie wszystko związane w Polsce z nowym gazem jest określane jako gaz łupkowy lub z angielska „shale gas”. Doskonale już wiadomo po lekturze tego tekstu, że nie wszystko jedno. I to wcale nie shale gas, jak można można by sądzić po ogromnym rozgłosie, ale gaz ściśnięty (bo z wąskich porów skalnych pochodzący) jako pierwszy zaczyna być wykorzystywany w Polsce. Pierwsze osiągnięcia ma spółka Aurelian Oil&Gas, która w 2007 roku wykonała dodatkowe odwierty w istniejącym i badanym w latach 1974 - 1986 otworze Trzek 1 w okolicach Poznania. Po potwierdzeniu, że złoże położone na głębokości 3500 metrów można ekonomicznie eksploatować – firma uruchamia już fazę produkcyjną i dostarczać będzie gaz dla Poznania. To jest możliwe jedynie dzięki nowej technologii szczelinowania, gdyż bez niej wydobycie to nie przynosiłoby opłacalnych ilości gazu.
Historia tego złoża dobrze ilustruje charakter owego „nowego” gazu – jest to gaz wcześniej „pomijany” jako niemożliwy technicznie lub nieopłacalny ekonomicznie do eksploatacji. Nie udawało się osiągnąć takiej wielkości wypływu gazu, która dawałaby nadzieję na skuteczną eksploatację. Nowa technologia pozwoliła zweryfikować stare oceny i znaleźć w tym samym miejscu potężne (5 – 15 miliardów m3) złoża.
Także PGNiG – rodzimy operator i monopolista w wydobyciu gazu, ostro bierze się do roboty. Wiertnia Markowola- 1 w miejscowości Zwola w lipcu dokonała pierwszej próby szczelinowania złoża gazu zaciśniętego. Jednak można się też spodziewać wielu porażek i odwiertów nierokujących dobrze dla eksploatacji.
Warto inwestować
Ogromna ilość pytań i wyzwań, która stoi przed nami w tej szansie na rozwój, wymaga podjęcia starań i działań, a nie opowieści o „drugim Katarze” czy „Norwegii”. Warto zresztą sięgnąć do takich świetnych przykładów jak Norwegia, która stała się potęgą w wydobyciu ropy i gazu praktycznie z niczego. Potrafiła wykorzystać dar natury, ale nie przyszło to samo. Zdecydowano się znacjonalizować sektor naftowy, wejść w strategiczny sojusz z Amerykanami, nauczyć się nowoczesnych technologii wierceń podmorskich i zostać obecnie światowym liderem w wierceniach podmorskich na terenach polarnych.
A z własnych doświadczeń warto pamiętać, że podobną „gorączkę złota” przeżywaliśmy w latach 90., gdy wielkie koncerny inwestowały w koncesje w Polsce – na wydobycie metanu z pokładów węgla. Bez powodzenia, gdyż u nas warunki geologiczne są diametralnie inne niż w USA. Z polskiego węgla gaz płynął 10-krotnie mniej efektywnie, więc tak szybko jak się zaczęło, tak się i skończyło.
Ale że nadzieja umiera ostatnia, warto próbować, a jak ktoś chce ryzykować w Polsce i własne pieniądze zainwestować w poszukiwania nowego gazu, to trzeba koniecznie wspierać go w tych staraniach, bo sukces będzie wspólny. Polska będzie miała gaz a inwestorzy zyski.
Autor: Andrzej Szczęśniak, niezależny ekspert rynku paliw
Artykuł został opublikowany w nr 5/2010 magazynu "Chemia Przemysłowa"