Partner serwisu
07 listopada 2016

Od pustych pieniędzy, przez puste piosenki do… pustej energetyki

Kategoria: Aktualności

Jest takie powiedzenie, że każda zmiana jest zmianą na lepsze, jednak w życiu nie zawsze tak się dzieje. Dawno temu przekonał się o tym najlepszy, polski astronom, porzucając na chwilę oglądanie gwieździstego nieba, żeby zająć się ekonomią i sformułować znane dziś prawo Kopernika-Greshama. Nazwa jest dwuczłonowa z uwagi na fakt, że panowie – Kopernik i Gresham, który był angielskim kupcem i ekonomistą, badali te same zależności w tym samym czasie.

Od pustych pieniędzy, przez puste piosenki do… pustej energetyki

Najprostszym wyjaśnieniem wspomnianego prawa jest stwierdzenie, iż „gorszy pieniądz wypiera lepszy”. Z obserwacji zachowań rynkowych wynikło, iż przy wprowadzaniu na rynek słabszej monety, czyli takiej o niższej zawartości złota lub srebra, „lepsze” pieniądze w sposób naturalny były wycofywane z rynku lub za granicę.

Okazuje się, że prawo Kopernika-Greshama ma zastosowanie nie tylko w ekonomii, ale na wielu innych płaszczyznach i generalnie pokazuje zależność, że wyroby proste, kiepskie i tanie zawsze wygrywają, a szczególnie wtedy, jeżeli dostęp do tych dóbr jest powszechny. Dodatkowo przy złym skonstruowaniu rynku i wprowadzaniu nadmiaru słabego pieniądza lub innego, słabego towaru jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że wszystkie mechanizmy rynkowe będą działać nieprawidłowo. Takie uogólnione, spauperyzowane prawo i jego działanie można dzisiaj przetestować właściwie na wszystkim co nas otacza… i czekać tylko na końcowy rezultat.

Zaczęło się od pojawienia pustego pieniądza…

Fakt pojawiania się pieniądza w nadmiarze i jego tracenie na wartości jest znany wszystkim od dawna. Najlepiej widać to czytając stare książki lub oglądając filmy, można wtedy porównać o jakich pieniądzach mówiło się kiedyś, a o jakich mówi się teraz. Niezapomniany Philip Marlowe, prywatny detektyw z kryminałów Chandlera, brał za swoje usługi 25$ dziennie plus koszty, a często odwdzięczał się za informację portierom lub innym osobom z niskiego personelu pomocniczego ćwierćdolarówką lub w ostateczności sięgając po dolara lub piątkę. To były lata 40., więc stosując finansowe prawa zmiany wartości w czasie przy stopie dyskonta 3% ( na rynkach stabilnych) i 75 latach, wychodzi nam dziś kwota dziennej stawki w wysokości 230$- co jak za twardego detektywa nie jest jakimś strasznym wydatkiem.

Najbardziej wpływowi gangsterzy w latach 70. i 80. poprzedniego wieku, zwykle wykonywali skok życia na kasę z … połówką lub nawet całym milionem dolarów. Milionem, na który dziś przyzwoity (w sensie aspiracji) przestępca nawet by nie spojrzał, bo prawdziwa zbrodnia zaczyna się od miliarda (najlepiej euro), a może nawet i więcej. Wszystkiemu winne są właśnie lata 80-te i 90-te XX wieku i diametralna zmiana na rynkach. Wcześniej zarabiało się głównie na produkcji i skrupulatnie ciułało grosz do grosza. Potem przyszła dominacja rynków finansowych i prawdziwe zarabianie na akcjach, kursach walut i coraz bardziej „egzotycznych” produktach finansowych. Oczywiście wszystkie z powyższych istniały od zawsze (nawet w starożytności), ale to właśnie dwie, ostatnie dekady ubiegłego wieku przyniosły dominacje sektora obrotów finansowych, w którym można było zarobić szybciej, łatwiej i o wiele więcej, a jedynym efektem ubocznym był brak równowagi pomiędzy światem realnym, a wirtualnym. O ile przy produkcji przychody odpowiadały realnie wytworzonym produktom, to w finansach, a szczególnie w finansach nowego typu takiej zależności nie można było już zaobserwować. Tak popularny dziś Forex (trading walut i surowców) czy komputerowo sterowane, ultraszybkie transakcje na rynkach giełdowych, nie mówiąc już o skomplikowanych i nie do końca jasnych produktach finansowych, których nie rozumieją nawet ci, którzy je tworzą – to tylko finalnie zarobione, realne pieniądze. Nie ma żadnego produktu, żadnych dóbr ani, de facto żadnych, sensownych usług. Powstaje tylko pusty (w sensie pokrycia w gospodarce) pieniądz, za który jednak można kupić realne towary – a na pewno alkohol, narkotyki czy też usługi tak popularne dla zapracowanych finansowych biznesmanów jak Wilk z Wall Street. Dziura pomiędzy realną produkcją, a zarobionymi pieniędzmi stale się powiększa, sektor finansowy zarabia nie na kontach ciułaczy, ale właśnie na wirtualnych transakcjach, co ma wpływ na fakt, że za dzisiejsze pieniądze, które są w obiegu można by kupić prawdopodobnie wszystkie nasze dobra po kilka razy. Ten gorszy (pusty) pieniądz wypiera lepszy… dopóki wszystko się kręci jeszcze pracujemy i stąpamy po cienkim lodzie.

…potem pojawiła się pusta kultura i sztuka…

Kiedyś znane postacie z pop-kultury nie miały tak łatwo. Polecam obejrzenie filmów dokumentalnych o życiu Marilyn Monroe i zwrócenie uwagi na to, jak wyglądał jej dom pod koniec kariery. Nie była to żadna, wielohektarowa posiadłość w Beverly Hills z basenem i setką służby, ale przyzwoity, 200-metrowy dom w Brentwood na 12305 Fifth Helena Drive (zachodnia dzielnica Los Angeles) z 4-ma sypialniami. Jak na karierę największej gwiazdy filmowej XX wieku – schludnie, ale bez wypasu i przepychu. Dziś prawdopodobnie tej klasy dom posiada fryzjerka lub coach fitness hollywoodzkiej, drugoplanowej aktorki. Tak jak rynki finansowe podpompowały pieniądze na rynku tak i telewizja, a potem Internet, podpompowały pieniądze dla rynku gwiazd i gwiazdeczek. Kiedyś zarabiało się tylko za role, potem przyszły pieniądze z reklam, następnym krokiem były tasiemcowe seriale, a ostatnie lata to eksplozja mediów społecznościowych i możliwości zarabiania pieniędzy za to tylko, że się w nich istnieje…

Mariaż social media z klasyczną telewizją daje najlepsze profity, gdyż znajomość nazwiska i status celebryty otwierają możliwości bycia na przykład członkiem jury programów, od których z jednej strony boli głowa, a z drugiej zgadza się kwota na koncie bankowym- to z kolei daje przepustkę do reklamowania papieru toaletowego, ubrań, kosmetyków, samochodów i tak dalej… Tutaj znowu można powiedzieć, że to żadna nowość i że dzieje się tak od zawsze, ale dziś skala jest niemal mordercza. Żeby zarobić przyzwoite pieniądze na nagraniu płyty i dobrej piosenki – naprawdę trzeba się napracować. O wiele więcej i szybciej można zarobić w mediach wystarczy tylko… jakiś dobry skandal. Niestety pusty pieniądz korumpuje, a duża ilość pustego pieniądza korumpuje w sposób absolutny, co widać w działaniach polskich i zagranicznych gwiazd. Kluczem do kariery jest więc jakaś afera, skandal i dobre wejścia do plotkarskich portali, ponieważ to najszybciej generuje ruch w sieci. Jedynym efektem ubocznym pustej kultury masowej jest… całkowite badziewie produkcyjne. Żenujący poziom filmu czy piosenki na rynku rozrywkowym, jest zauważany nawet przez dzisiejszych nastolatków, którzy doskonale znają muzykę z lat 80-tych czy 90-tych, dostrzegają różnicę w jakości i często wybierają starsze piosenki aniżeli najnowsze hity list przebojów. Ale nie ma chyba nic dziwnego w marnej jakości utworów skoro artysta, żeby mieć dom i basen musi jedynie wywołać awanturę, o której się będzie „klikało”.

…pusta energetyka stoi w kolejce jako następna

Jeśli można w finansach, popkulturze to dlaczego nie w innych branżach? Ostatnie lata to wykwit nowych modeli biznesowych, które w dużej mierze opierają się na kreowaniu wirtualnych (nie posiadających pokrycia w towarze) usług i wszechmocnej wierze w potęgę informacji i komunikacji. Mamy więc transformację rynku telefonii (najpierw stacjonarnej, potem komórkowej) teraz w coś, co jest jakimś rodzajem grupowej społeczności komunikacyjnej (samo dzwonienie do kogoś jest już funkcją poboczną i przestarzałą, a pewnie za chwilę oferowaną za darmo, bo i tak będziemy płacić za coś innego).

Energetyka opierała się temu trendowi przez chwilę, ale dzisiaj też jest już fazie transformacji. Cały poprzedni model polegający na produkowaniu energii, przesyłaniu jej i dostarczaniu do użytkowników końcowych (za co oni płacą) jest już passe. Teraz, przynajmniej w wizji, zmierzamy do świata rozproszonej, zdecentralizowanej energetyki, w której mamy instalować, produkować, zapewnić sobie zasilanie, ale też i uczestniczyć w globalnej sieci powiązań i wymiany (informacji i energii). Cały biznes firm, które nie zawsze można nazwać energetycznymi, wcale nie jest oparty na wytwarzaniu kolejnych megawatogodzin, ale raczej na skomplikowanym układzie uczestnictwa w rynku, które polega na realizowaniu konkretnych płatności za specjalne formy energii lub gotowości do wytwarzania, handlu prawami do zanieczyszczeń ale i wysokomarżowymi regulacjami państwowymi, które w zależności od lobbingu, preferują jedne typy produkcji od innych.

Do tego jak zawsze, najwięcej można zarobić na handlu (najlepiej w mętnej wodzie niejasnych praw), a najmniej na samej produkcji (tu raczej można tylko stracić) i wszystko to w powiązaniu z nowymi technologiami, które mają pomóc końcowym użytkownikom. Końcowi klienci- czyli my w naszych domach- trochę się w tym gubimy. W telewizji widzimy reklamy firm energetycznych z ofertami polegającymi na przykład na dodatkowej usłudze elektryka jak coś się zepsuje oczywiście wszystko „w cenie rachunku”. Dodatkowo do „prądu”, jak w supermarkecie, możemy dodać sobie gaz i zaraz może jeszcze wodę i ciepło. Za chwile wszystko to sprzedawać będzie dostawca telefonii komórkowej albo na odwrót z prądem można będzie kupić pakiet kanałów telewizyjnych, a potem zadzwonić na call center (jak coś nie zadziała) i czekać cierpliwie w kolejce do zgłoszenia (po jakieś 2,4 zł za minutę plus VAT).

Źródło: konradswirski.blog.tt.com.pl

Fot. 123rf

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ