USA i Chiny w sprawie polityki klimatycznej – żadnej ideologii, tylko pragmatyczne decyzje
Głos o ideologicznej roli światowego przywódcy w ochronie klimatu rozbrzmiał już nawet z Watykanu, jednak rzeczywistość jest zupełnie przyziemna. Ideologicznie – Kardynał Peter Turkson z Ghany (Watykan, odpowiedzialny za klimat) skrytykował niedawno amerykańskiego Prezydenta Trumpa za odchodzenie od wcześniejszej polityki zmniejszania emisji CO2, a wskazał Chiny jako nową, wschodzącą potęgę, która przejmuje pałeczkę światowego lidera ochrony klimatu.
Nic bardziej błędnego. Obie potęgi postępują wyłącznie racjonalnie, ich motywy mają jedynie ekonomiczne podłoże a ich zadania ograniczaj się tylko do terytorium własnego kraju. Paradoksalnie dziś ich polityka idzie w zupełnie innych kierunkach, ale nie miejmy złudzeń, że którykolwiek z tych krajów ma bardziej dalekosiężne i ogólnoświatowe cele niż budowanie własnej potęgi.
W amerykańskiej w strategii dominuje dążenie do uniezależnienia się od importu surowców energetycznych. Ameryka ma być samowystarczalna, niezależna i potężna, co jest pewnie, występującym okresowo w historii tego kraju – krokiem w tył, w kierunku lekkiej samoizolacji i zdystansowania się od konieczności ciągłych interwencji w najbardziej zapalnym kawałku świata- na Bliskim Wschodzie, spowodowanych zależnością energetyczną USA od bliskowschodnich dostaw ropy. To już odchodzi w przeszłość. Ameryka wysunęła się na czoło jako największy, światowy producent ropy i gazu (dzięki rewolucji łupkowej) i właśnie osiąga, niezależność energetyczną – zmieniając światowe kierunki dostaw – teraz Ameryka będzie eksporterem. Analogicznie podąża jej kanadyjski sąsiad i cała awantura o wielką rurę przecinająca Amerykę (ostateczne mamy zielone światło na budowę rurociągu Keystone XL, które właśnie dał Trump) to nowe, wieloletnie zasilenie rafinerii na południu USA z nowoeksploataowanych, kanadyjskich źródeł ropy. Ameryka nie będzie więc już potrzebowała importu zza mórz i nie ugnie się przed żadną, polityczną zależnością od surowców energetycznych.
Teraz także Trump spłaca dług z wygranych wyborów od kluczowych, częściowo-górniczych stanów USA (np. Pensylwanii) znosząc wcześniejsze ograniczenia dotyczące eksploatacji kopalń i odchodząc od polityki ograniczania emisji CO2. Poprzednio prezydent Obama rozpoczął wdrażanie w USA czegoś w rodzaju soft – wersji europejskiej polityki klimatycznej, deklarując powolny spadek emisji CO2 w USA. Oczywiście było to zdecydowanie mniej agresywne niż w Europie i po części automatycznie plan został realizowany jako zamiana węgla na nowy gaz łupkowy oraz wzbudził inwestycje w energetykę odnawialną w postaci różnych form wsparcia, odmiennych dla poszczególnych Stanów poziomów udziału OZE w energy-mix – tu liderami są Iowa, South Dakota i Kansas, gdzie wiatr to nawet 20-30%).
Teraz wszystkie te działania odchodzą, powoli do lamusa, ponieważ Trump mocno ograniczył budżet EPA (agencji zajmującej się kontrolą zanieczyszczeń środowiska – m.in. w powietrzu, a więc mającej chrapkę na kontrolę emisji CO2) oraz zniósł ograniczenia w eksploatacji elektrowni węglowych (a właściwie w sposobie wydobycia węgla). Symbolicznie te nowe przepisy zostały podpisane właśnie w siedzibie EPA w obecności górników – trudno o bardziej jasny przekaz – USA będą prowadziły własną politykę klimatyczną, nie mają zamiaru wdrażać ograniczeń, które uderzają w amerykańską gospodarkę i będą wspierać własne sektory energetyczne nawet jeśli ktoś z zagranicy będzie to krytykował. To oczywiście jasny przekaz, który może mieć i dalszy ciąg – Trump zapewne nie podpisze finalnie porozumień paryskich i na pierwszym miejscu będzie stawiał wyłącznie na samowystarczalność energetyczną Ameryki.
Trump chce również zrównoważyć Energy mix i wyhamować postępującą degradację węglowego kawałka sektora energetycznego, który ostatnio kurczył się dramatycznie, bo i polityka Obamy i tańszy gaz powodowały zamykanie elektrowni. Teraz pewnie realizowany będzie rodzaj pomostowej polityki łagodnego przejścia w nowe formy generacji energii, a przy okazji, o ile będzie to ekonomicznie opłacalne, to i utrzymanie węgla tak długo jak się da. Notabene, podobny problem nowy prezydent USA będzie też musiał rozwiązać z innej, energetycznej strony- na horyzoncie widać problem potencjalnego bankructwa Westinghouse (technologie jądrowe) , którego strat nie daje już udźwignąć obecny właściciel – japońska Toshiba. To kolejny problem amerykańskiej, energetyczno-klimatycznej układanki, bo cywilne technologie jądrowe zapewniające po części miejsca pracy dla emerytowanych wojskowych z łodzi podwodnych powiązane są z technologiami militarnymi – więc tu prawdopodobnie również będzie jakaś interwencja ze strony państwa.
Czy to znaczy, że Ameryka całkowicie skreśla klimat i technologie OZE? Absolutnie nie – czeka tylko na moment, kiedy będzie to dla niej korzystne. Cały czas rozwijać się będzie Tesla Motors, elektromobilność, domowe magazyny energii i nowe, alternatywne formy zasilania indywidualnych domów w energię. Kalifornijskie informatyczne giganty dalej będą promowały eco i nowe, energetyczne wynalazki. A w momencie kiedy będzie to wszystko opłacalne… Ameryka natychmiast wróci na drogę ratowania klimatu. Dziś daje tylko oddech dla węgla i jak zwykle… przede wszystkim liczy pieniądze.
Więcej konradswirski.blog.tt.com.pl
Fot. 123rf