Konrad Świrski: Pocztówki z Ameryki 2016. Tutaj dopiero mają problem z polityką
Jeżeli ktoś narzeka na sceny i rozgrywki dziejące się na polskiej scenie politycznej, powinien wybrać się do Ameryki, gdzie właśnie trwa zażarta walka pomiędzy kandydatami na Prezydenta USA. Jestem właśnie w Bostonie i mam okazję obserwować sytuację trochę bardziej „od środka”. Tutaj walka polityczna i atak na kontrkandydata są wszechobecne i to nie tylko w ramach przeciwstawnych obozów politycznych, ale właśnie najbardziej pomiędzy sobą, bo weszliśmy właśnie w okres Prawyborów Prezydenckich.
Odmienny, amerykański system wyborczy.
System wyborczy USA skonstruowany jest w sposób optymalny dla telewizji i firm PR-owych, ponieważ zakłada najpierw wybór kandydatów na Kandydata – więc prawybory w ramach danej partii – Republikanów lub Demokratów, a potem dopiero w kampanii właściwej. Potencjalni Prezydenci toczą więc najpierw bratobójcza walkę o własny elektorat, i jest to o tyle kuriozalne, że najpierw prześcigają się w pozyskiwaniu głosów tzw. „twardego elektoratu”, aby następnie po uzyskaniu nominacji powrócić jak najbardziej do „środka” i próbować dotrzeć do wyborców niezdecydowanych lub najbardziej umiarkowanych. Tak bywało do tej pory, ale rok 2016 jest rokiem szczególnym zarówno po stronie osła (Demokraci), jak i słonia (Republikanie). Wczoraj zakończyły się pierwsze z prawyborczych starć w małym, rolniczym stanie Iowa, otwierając drogę do długiego wyścigu po prezydenturę. W obu wyborach, rezultaty są poniekąd dziwne, ale też wskazujące na to, że w tym roku sytuacja może być nieco odmienna niż zwykle.
Pierwsze wyniki Prawyborów 2016
U Demokratów (w Iowa zwyczajowo słabych i nielicznych) zwyciężyła Hilary Clinton zdobywając 49,9% głosów, z minimalna przewagą nad Bernie Sandersem, który uzyskał 49,5% poparcia. Widać, że tutaj wyścig o nominację będzie toczył się pomiędzy dwoma kandydatami. O ile Hilary jest znana zarówno z dobrych jak i z tych niedobrych stron (wyciągnięto jej prywatne, nie do końca poprawne maile, a i sama Hilary nie za bardzo potrafi porwać tłum) to zaskoczeniem jest rezultat Sandersa. Bernie Sanders jest praktycznie… socjalistą. Jego propozycje rozszerzania opieki społecznej, zdrowotnej i generalnie przekształcenia USA w państwo opiekuńcze na wzór kombinacji Francji ze Skandynawią, jeszcze kilka lat temu byłyby w USA tak niecodzienne, że pewnie dałyby nie ułamek procenta, a ułamek promila głosów. Nagle dziś okazuje się, że quasi- socjalistyczne (autentycznie) hasła znajdują posłuch u niektórych wyborców Demokratów i nie jest to jakiś mały odłam. Hilary ma więc trudne zadanie, ponieważ musi walczyć właściwie z czymś w rodzaju lewicowej ekstremy, musi też w tym kierunku się zwracać i coraz więcej mówić o opiece zdrowotnej i ubezpieczeniach. Clinton ogłosiła zwycięstwo (ona i jej zwolennicy nawet sami mówią, że „może o włos, ale to ciągle jest zwycięstwo”), ale wszystkie komentarze mówią o zaskoczeniu i czekają na kolejne wyniki tym razem w New Hampshire (to również jest mały stan, ale dla odmiany lewicowy aż do bólu), które odbędą się już za 35 godzin.
Więcej konradswirski.blog.tt.com.pl
Fot. zasoby autora