Ustawa o „mrożeniu cen energii”, ale właściwie wiatrakowa - felieton satyryczny, Konrad Świrski
Światło ujrzał projekt nowej ustawy - o mrożeniu cen energii - Druk nr 72 - Poselski projekt ustawy o zmianie ustaw w celu wsparcia odbiorców energii elektrycznej, paliw gazowych i ciepła oraz niektórych innych ustaw - jak zawsze w polskich ustawach - najlepiej zacząć czytać od uzasadnienia, bo tam można cokolwiek zrozumieć.
W żaden sposób ta ustawa nie może zająć dobrego miejsca na liście najdziwniejszych światowych ustaw (inspirowanych dobrymi chęciami), gdzie jest m.in. zakaz umierania w gmachu parlamentu (Wielka Brytania – prawdopodobnie z uwagi na oszczędności – zmarłemu w gmachu publicznym w Zjednoczonym Królestwie przysługuje darmowy pochówek), ograniczenia scen w filmach pornograficznych dla kobiet o za małych piersiach (Australia – tu przyczyną była chęć przeciwdziałania promocji pedofilii) czy też lokalne uwarunkowania w Massachusetts, gdzie żona musi prosić męża o pozwolenie założenia sztucznej szczęki (intencje legislacyjne nie do końca znane).
Tym niemniej nowa ustawa (mrożeniowo-wiatrakowa) też ma swoje elementy stand-upowe i przynosi szereg elementów które mogą zostać wykorzystane dla podniesienia humoru czytelnika. Przede wszystkim kontynuuje zwyczaj kierowania zmian na jeden temat (teraz mrożenie cen energii co pewnie jest oczekiwane przez dużą część społeczeństwa – przynajmniej przez zimę), ale przy okazji modyfikowania zapisów zupełnie innych regulacji – tu wiatrakowej energii odnawialnej (właśnie to w nazwie oraz niektórych innych ustaw), które tylko w pewien ograniczony sposób wiąże się z tematem (w pewien sposób – długoterminowo – cena energii ma związek z transformacją i inwestycjami w energetykę odnawialną ale w horyzoncie 6 miesięcy (jak w ustawie) to raczej „piernik do wiatraka”). Sposób (wkładania jednych ustaw w inne) jest już szeroko rozpowszechniony w polskim parlamencie od czasów COVID (tam jedna ustawa zmieniała kilkanaście innych – nawet sposób wydawania wiz) a „wrzutki od Sasa do lasa” są już wszędzie – np. słynne regulacje apteczne w ustawie ubezpieczeń eksportowych. Wydaje się, że zmiana „niektórych innych ustaw” na stałe gości w polskim prawie i wobec tego można spodziewać się nawet dalszych twórczych inspiracji i tak nowe zmiany dotyczące energii atomowej będzie można śledzić w modyfikacjach w Ustawie o produktach pochodzenia zwierzęcego (bo energetyka jądrowa), energetyki słonecznej w rozporządzeniach dotyczących promieniowania jonizującego (bo też promieniowanie) a energetyki na morzu w dziale Dziennik Ustaw Dz.U. 2003/475 o rybołówstwie morskim. Projekt ustawy wpisuje się też w od lat stosowane w legislacji około-energetycznej wprowadzania „zmiany na zmianie” bez jednoczesnego publikowanie tekstów jednolitych (po zmianach). W rezultacie próbując coś prześledzić i zrozumieć w projekcie odbijamy się zwykle od ściany, bo większość tekstu jest w postaci – „w ustawie (numer) w paragramie (numer) ustęp (numer) punkt (numer) uchyla się punkt (litera) i dodaje zapis (wartość numeryczna)” albo zapisy wzorów (cytowany formalnie) jak:
(i do tego strona opisu stosowanych skrótów). W rezultacie jeden projekt zmienia co najmniej trzy inne ustawy (które też były już poprzednio zmienione kilka razy) plus mota od lewa do prawa – dla prawników może do przejścia dla inżynierów coś w rodzaju czytania łaciny lub czytania medycznych artykułów z badań peptydów w naczyniach limfatycznych w Britisch Medical Journal. Od tego właśnie tylko krok do intensywnych dyskusji tweeterowych czy projekt ustawy umożliwia wywłaszczenia – literalnie nie (wprowadzając właśnie zapisy zmiany par (numer) punkt (numer) w ustawie (numer), ale literalnie pisząc w uzasadnieniu już jaśniej, że
„W ustawie z dnia 21 sierpnia 1997 r. o gospodarce nieruchomościami proponuje się rozszerzenie katalogu celów publicznych o budowę, przebudowę i utrzymanie instalacji odnawialnego źródła energii o łącznej mocy zainstalowanej elektrycznej większej niż 1 MW, w szczególności elektrowni wiatrowej wraz z inwestycją towarzyszącą” – co dalej niektórzy z prawników łączą już z innymi możliwościami działań dla kontroli gruntów pod budowę.
Jeśli nie forma – to może treść byłaby bezdyskusyjna. Tu od początku czeka nas stand-upowe zaskoczenie, bo podstawowa dyskusja o odległości (metry) pomiędzy wiatrakiem a najbliższym budynkiem mieszkalnym (500 czy 700 m) została zamieniona na kryterium… odległości w zależności od poziomu hałasu jaki wydaje z siebie wiatrak (lub grupa wiatraków). Pomijając, że do tej pory nikt z organizacji branżowych nie wprowadzał hałasu jako kryterium to zbudowanie kluczowych punktów ustawy na kryterium – maksymalny emitowany hałas elektrowni wiatrowej [dB(A)] i według tego ograniczenie odległości (nie bezwzględne a w zależności od poziomu emitowanego dźwięku) (i jednocześnie minimalna odległość 300 m – znacznie bliżej niż ktokolwiek postulował wcześniej). Od razu można skoczyć do kluczowego pytania (które jakby umyka w dyskusji politycznej) – jak można zmierzyć poziom hałasu od turbiny która jest niewybudowana (np. uwzględniając ukształtowanie terenu i inne czynniki) – odsyłam do kilkunasto-stronnicowego uzasadnienia ustawy (strony 13-20), gdzie pojawiają się szczegółowe zapisy sprowadzające do tego, że można sobie obliczyć programem komputerowym i tylko szacować – tu próbka językowa –
„Metodyka referencyjna wykonywania okresowych pomiarów hałasu w środowisku pochodzącego z instalacji lub urządzeń, z wyjątkiem hałasu impulsowego”. Na podstawie ogólnych informacji, w tym charakterystyk akustycznych elektrowni wiatrowych przedstawianych przez producentów tych urządzeń i określanych zgodnie z aktualnie obowiązującą normą PN-EN 61400-11, stwierdza się, że siłownie wiatrowe nie są źródłami hałasu impulsowego, zatem wykorzystanie procedur przedstawionych w treści wskazanego załącznika jest poprawne. Zgodnie z częścią F wskazanego załącznika, metody obliczeniowe są oparte na modelu rozprzestrzeniania się hałasu w środowisku zawartym w normie PN-ISO 9613-2 Akustyka Tłumienie dźwięku podczas propagacji w przestrzeni otwartej”.
Pomimo kilkunastu stron nie znalazłem informacji co zostanie zrobione, jeśli okaże się, że obliczenia (i szacunek) były nieprawidłowe i czy turbinę się rozbierze czy też rozpocznie się kolejny proces sadowy o obiektywny jak i subiektywny pomiar dźwięku. O tego o krok od mnożenia problemów – developerzy farm wiatrowych już mogą rozpocząć rekrutację osób słabo słyszących jako własnych ekspertów na stanowiska testerów u inwestorów farm wiatrowych z uwagi na możliwość stosowania subiektywnych badań hałasu za pomocą grup fokusowych. Pozostaje (dla właścicieli) sensowne pytanie o rozszerzenie kryterium hałasu o infra i ultradźwięki (częstotliwości poza zakresem słyszalności przez ludzi, ale mających wpływ na zdrowie) – tu kolejne pomysły. Infradźwięki (poniżej 16-20 Hz) tu trzeba prowadzić testy na zwierzętach, najlepiej słyszą te dźwięki żyrafy, słonie i wieloryby. Z uwagi na oczywiste trudności w prowadzeniu testów potencjalnych lokalizacji z wykorzystaniem wielorybów, być może przewiduje się możliwość korzystania z żyraf i słoni (ale trzeba doprecyzować i wprowadzić odpowiednie zapisy w ustawie o zasadach prowadzenia ogrodów zoologicznych i wypożyczaniu zwierząt do prac zarobkowych). Z kolei ultradźwięki (badanie hałasu z zakresem częstotliwości powyżej 20000 HZ) – to wykorzystanie doskonale słyszących w tym zakresie psów (i oczywiście szczegółowe zapisy w regulacjach związków kynologicznych) choć być może potencjalnie trwają też ustalenia o możliwości zatrudniania doskonale słyszących szczurów i chomików. Jak na razie prawdopodobnie wygra lobby chomikowe wygrywa (ale i zmiana ustawy ustawa o ochronie gatunków chronionych).
Jeśli dalej utrzymywać się będzie konieczność podawania „twardych zapisów” – tzn. odległościowych to proponuje pójść dalej i być istnieje tez możliwość wprowadzenia nowej formy zapisów dystansu pomiędzy wiatrakami a zabudowaniami – np. w postaci , 6! (silnia), 200π albo nawet tg π/2 * 30000. W bardziej zaawansowanych pracach legislacyjnych rozważane może być zastosowanie innych jednostek – np. 900 łokci, 4 staje lub zupełnie przekombinowane 106 cal /π – z tym ze istnieje cal angielski, pruski, polski, francuski reński, rosyjski i wiedeński (oraz amerykański geodezyjny) (niewielkie różnice w okolicach 2,5 cm) – przy okazji miara cal wzięła się jako odległość od końca paznokcia kciuka do pierwszego zgięcia choć w niektórych internetowych źródłach także jako potrojony wymiar średniej wielkości ziarna jęczmienia. Dla dociekliwych wszelkie problemy związane z obowiązkowym stosowaniem jednostek metrycznych układu SI można także ominąć za pomocą odpowiedniej poprawki (akapit o „możliwościach stosowania miar specjalnych w projektach infrastrukturalnych” – oczywiście wprowadzony w modyfikacji ustawy o związkach krawieckich).
Jeśli trudno się dyskutuje, bo mało kto naprawdę czyta to co jest dawane do głosowania to może pozostaje jedynie możliwość podejścia satyrycznego. Niestety trochę śmiech przez łzy, bo sprawa transformacji energetycznej jest kluczowa i możliwość lepszego budowania farm wiatrowych na początku zagadnień, które trzeba rozwiązać (ale nie budząc kolejnych demonów konfliktów społecznych). Jakoś trudno zrozumieć, dlaczego po prostu nie wprowadzono jednego zapisu (zmiana kryterium odległościowego z 700 na 500 m (co było przecież w poprzedniej wersji ustawy zmienione długopisową poprawką) albo wprowadzenie nowe – dobrze omówionej społecznie i w jasny sposób opisanej – kompleksowej ustawy „wiatrakowej” – po kilku miesiącach dyskusji ze wszystkimi zainteresowanymi. A tak – nowa polityka energetyczna, transformacja OZE – zalicza rodzaj politycznego falstartu na samym początku.
Na dziś jedyna szansa, że na przyszłość nowe projekty ustaw energetycznych będą trochę wcześniej podawane do wiadomości i konsultacji przez ekspertów… albo przynajmniej dla satyryków i stand-upowców.
***
Tekst pierwotnie ukazał się na blogu: http://konradswirski.blog.tt.com.pl
Komentarze