Zdaniem Szczęśniaka: E-mobilne Janosikowe
Ustawa już weszła w życie – Polska stała się krajem e-mobilności. Już wiemy, do czego państwo się zobowiązało, by posiadacze drugiego (a może bardziej trzeciego samochodu) w rodzinie mogli taniej zakupić elektryczne cacuszko. Rzeczywiście - system dopłat i przywilejów, ustanowionych w ustawie „o elektromobilności i paliwach alternatywnych” jest imponujący. Jest też zestaw przymusowych zakupów tych drogich zabawek, które administracja państwowa i samorządowa ma realizować. No, może nie tak hojny jak w Norwegii … ale jak na nasze skromne możliwości – imponujący.
Teraz przyszedł czas na decyzję – kto ma za to zapłacić. To trudna decyzja, dlatego zabiera polskiemu rządowi już półtora roku. Ostatnio zdecydował się: to wszyscy kierowcy zapłacą przy dystrybutorach. Do dzisiejszej akcyzy 1,54 złotego za litr przy zakupie benzyny i 1,17 przy dieslu, rząd chce skromnie dodać 0,08 złotego. Napełniając 50-litrowy bak samochodu, zapłacimy o 5 złotych więcej (4 złote akcyza i prawie 1 złoty VAT od podwyższonej akcyzy). Przeciętnie prywatny kierowca zapłaci więc rocznie 120 złotych.
Oczywiście wielokrotnie więcej zapłacimy w podwyższonych niezauważalnie cenach innych towarów, gdyż trzeba będzie doliczyć wyższe koszty transportu. W skali kraju (wg danych za 2016 r.) budżet otrzyma 550 milionów złotych ze sprzedaży 5,5 miliarda litrów benzyn i ponad 1,7 miliarda złotych z oleju napędowego (17,2 miliarda litrów). Będziemy więc mieli o prawie 2,3 miliarda złotych mniej w naszych kieszeniach kierowców i konsumentów, i tyle samo więcej znajdzie się w budżecie państwa. Część to VAT, więc trafi do wspólnego budżetu, a dochody z tzw. „opłaty emisyjnej” będą przekierowane na finansowanie e-mobilności. Powstanie oczywiście odpowiednia instytucja - Fundusz Niskoemisyjnego Transportu, który będzie rozdzielał te środki, ale większością zajmie się Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Ministerstwo Energii, autor projektu ustawy o mylącym tytule „o biopaliwach”, z pewnością zna się na czarach, bo zapewnia, że „obłożenie paliw silnikowych opłatą emisyjną nie powinno skutkować bezpośrednim wzrostem cen paliw dla klientów detalicznych”. Z podziwem trzeba przyznać, że ktoś wie, jak tworzyć dochody budżetu ot tak, z powietrza, nie obciążając konsumentów. Może ten magiczny model zastosować do całości dochodów państwa? Ekonomiczny Nobel murowany.
Rząd chce więc bawić się w Janosika, tylko na odwrót. O ile legendarny tatrzański rozbójnik rabował bogatych i rozdawał biednym, to rząd przyjął dużo łatwiejszą drogę. Będzie skubał po kilka złotych z portfeli zwykłych kierowców, żeby te pieniądze przelać na konta najbardziej zasobnych użytkowników e-samochodów i producentów najdroższych środków transportu. To dużo mniejsze ryzyko, bo jak pamiętamy, Janosik za rabowanie bogatych zawisł na haku. A jak w telewizji dyskretnie przemilczą powszechną zrzutkę na ten szlachetny cel, to się kierowca nawet nie domyśli, dlaczego rachunek za tankowanie wzrósł mu o 2 procent.
Pozwolę sobie jednak powątpiewać, czy zrealizują się te Janosikowe zakusy. Przypomnijmy historię z lipca 2017 r. Do Sejmu wpłynął projekt utworzenia nowej opłaty paliwowej wysokości 20 groszy za litr. Już wtedy minister Tchórzewski twierdził, że zna zaklęcie i gdy je wypowie, to nałożone na ceny paliw podatki nie obciążą konsumenta. Nawet Orlen popierał go w tej magii, zapewniając, że „wprowadzenie opłaty paliwowej nie musi skutkować wzrostem cen paliw dla klientów stacji”. Ciekawe dlaczego już wtedy nikt nie zgłosił tego zaklęcia do Komitetu Noblowskiego? Jednak posłowie nie chcieli uwierzyć w magię – jeden z szeregów partii rządzącej krzyczał wręcz, że ustawa „jest antyludzka”. Krytykowali ją także posłowie opozycyjni, twierdząc że „uderzy w najbiedniejszych”. Mimo krytyki głosowali za ustawą, gdyż Ministerstwo Energii przyciskało… I wtedy przemówiła instancja ostateczna i ci sami posłowie, którzy głosowali za… zagłosowali przeciw i projekt utopiono.
We wcześniejszym projekcie z uzyskanych dochodów miano budować drogi samorządowe - cel nad wyraz szlachetny. Kierowcy jeżdżą, więc w cenie paliwa płacą za eksploatację. Cel obecnej ustawy nie jest tak oczywisty, jest po prostu wypełnianiem europejskich dyrektyw w ich najgorszym wydaniu – wprowadzających ekstrawaganckie pomysły technologiczne, z których korzystać będą najbogatsi, a płacić będą najbiedniejsi. Zobaczymy jednak czy urok szlachetnego celu walki z klimatem czy smogiem, czar dyrektyw Unii Europejskiej, które trzeba wypełniać, a nie dyskutować… osłoni podwyżkę akcyzy przed krytyką. Pytanie brzmi, czy dróg regionalnych z opłat za paliwa budować nie można, bo to „nieludzkie”, a dopłacać do elektrycznych samochodów można.
Komentarze