Trudne pytania czy trudne na nie odpowiedzi?
Tematy energetyczne praktycznie nie były jakoś specjalnie przez kandydatów na najwyższy urząd eksponowane. W pierwszej turze wyborów 80% kandydatów nie miało o tym właściwie własnego zdania. Porady czy dorady ich sztabów były wyłącznie natury marketingowej.
Druga tura również była nakierowana na zdobywanie głosów, a nie na rozstrzyganie czy choćby na omawianie tematów energetycznych. Na spokojną pracę PAŃSTWOWĄ przyjdzie czas, ale dopiero po wyborach parlamentarnych na jesieni. Czas do wyborów i pół roku po wyborach jest stracony dla budowania prawa, dyskusji systemowej, decyzji o horyzoncie wieloletnim. Przeżyłem taką sytuację na różnych decyzyjnych, ale wymagających akceptacji samej góry stanowiskach wielokrotnie. Najgorsza możliwa sytuacja jest taka, że jeśli nastąpi zmiana rządów lub choćby zmiana ministrów – wszystkie nawet już dopracowane projekty organizacyjne idą do kosza. Głównie, dlatego że „ambicją” nowych władców jest niekontynuowanie pomysłów poprzednika. Swoich przeważnie nie mają jeszcze dopracowanych. Co by tam nie mówili. Problem polskiej zmiany władzy jest gruntowna zmiana obsady urzędów centralnych. Dotyczy to stanowisk do szczebla zastępcy dyrektora departamentu w ministerstwach.
Na nic wielkie mowy przywódców o służbie publicznej, o continuum państwa. Wdzięczność za zasługi w wygraniu wyborów musi być jakoś wyrażona na przykład poprzez „danie pracy”, najczęściej bez patrzenia na kwalifikacje kandydata, jako PAŃSTWOWCA, a tylko mając na względzie pełnioną funkcję w strukturach wygrywającej grupy. Smutne, a nawet tragiczne. Ale tak było u nas zawsze. (W USA zresztą również, tam zmienia pracę wraz z prezydentem około 100000 ludzi). Pisałem o tym wielokrotnie, że na przygotowanie ustawy czy też jej nowelizacji potrzeba około 9 miesięcy i to tylko wtedy, gdy wszyscy chcą. A to jest rzadkością.
Które projekty ustaw okołoenergetycznych pójdą do kosza? Wszystkie jeszcze nieuchwalone. Ustawa o tworzeniu ustaw mówi jednoznacznie o niekontynuowaniu legislacji. Cóż za marnotrawstwo. Naprawdę nie ma u nas służby publicznej? Nie zostanie dokończony dokument Polityka energetyczna Polski do roku 2050, nie zostaną ostatecznie zakończone dywagacje o OZE, o realizacji IED, o przyznawaniu limitów darmowych na emisję CO2. Wiele rozporządzeń związanych z branżą górniczą, wykazy zawarte są na stronach Ministerstwa Gospodarki. Trudno, jak mówiła klasyk. „Taki mamy klimat” (polityczny). Zatrzymano politycznie sprawę energetyki jądrowej w Polsce. Straciliśmy bezpowrotnie 5-8 lat na jałowe dyskusje, nie zabezpieczyliśmy (nie staraliśmy się nawet o notyfikacje w KE prawdopodobnej pomocy publicznej, tak jak robią to Brytyjczycy) sposobów realizacji wielkich projektów infrastrukturalnych w tym źródeł ich finansowania. Jesteśmy praktycznie już w II. okresie (i OSTATNIM) dofinansowania unijnego. I co? Wybudujemy kolejne pomniki chwały władz wojewódzkich i niżej, jak choćby stadiony, aqua parki, nowe domy weselne na wsi.
Jest taka znana reguła ogólna, że bogaci i mądrzy (państwa) będą jeszcze bogatsi, a biedni jeszcze biedniejsi. Ten drugi przypadek to raczej my. Religijny liberalizm czy neokonserwatyzm, tak ochoczo importowany do Polski, nie załatwi głównych problemów egzystencjalnych naszej trzydziestoletniej młodzieży, nie stworzy w ten sposób rodzimej „klasy średniej”, jak chcą Petru i Balcerowicz. Nie ma jej, z czego stworzyć. Nasi inżynierowie czy ekonomiści bez kapitału (nawet pożyczonego na godziwych warunkach) nie stworzą nawet substytutu kapitalizmu. Będą dalej wyrobnikami (będą „wolnymi najmitami”, jak pisała Konopnicka, tylko zamiast motyki na ramieniu będą nieść laptopa pod pachą). No dość już tego marudzenia z mojej strony. Dajmy ludziom nadzieję. Taką, która się spełni za 3-5 lat. Kto ją da, ten będzie zwycięzcą? Potem się będzie martwił (albo nie), jak doprowadzić do realizacji założeń. Łudzę się, że nadzieje dla naszego bezpieczeństwa energetycznego nie będą płonne.