Partner serwisu
19 stycznia 2016

O sporze pomiędzy prosumentem a energetyką węglową

Kategoria: Konrad Świrski komentuje

Zanim ktokolwiek przeczyta następne akapity, chciałbym podkreślić najważniejsze – mianowicie- jestem gorącym zwolennikiem jak najszybszego wprowadzenia obecnej ustawy OZE w zakresie wspierania energetyki prosumenckiej. Wielokrotnie wyrażałem opinię, że szkoda, że nie stało się to od stycznia i absolutnie należy działać w takim kierunku, aby prosumenci otrzymali wsparcie (zgodne z ustawą) od połowy roku i pilnować, żeby znowu nie nastąpiło jakieś opóźnienie.

O sporze pomiędzy prosumentem a energetyką węglową

Nie ukrywam jednocześnie, że nie podoba mi się arbitralne dopłacanie do jednych form produkcji energii i regulacyjno-nakazowe forsowanie energii zielonej przez nacisk obecnej polityki Unii Europejskiej. Sama ustawa OZE to pośpiesznie i nieprecyzyjnie redagowany dokument, w którym w zakresie prosumenta widać efekty działań lobbystycznych i ówczesnych uwarunkowań politycznych. I wcale nie jest to ideał, a stawki taryf gwarantowanych uważam za wysokie.

Niemniej jednak jestem całkowicie za. Dlaczego? Ponieważ należy wreszcie coś zrobić i dostać realne efekty wprowadzenia prosumenckiego OZE w Polsce – właśnie w zakresie jak w ustawie 300 MW w mikroinstalacjach o mocy do 3kW. Niech wreszcie w Polce przynajmniej część dachów pokryje się nowymi panelami fotowoltaicznymi, niech zostanie uwolniona energia prywatnych inwestorów … i niech zostaną zebrane realne doświadczenia – jak systemy działają, jak wygląda opłacalność oraz jak prosumenci wspomagają system elektroenergetyczny. Dzięki temu mamy szanse naprowadzenia dyskusji na racjonalne tory inżynierskie i odnoszenie się do miejsc, budynków, pomiarów i instalacji, które możemy dotknąć i przebadać. Inaczej – sytuacja będzie taka jak dzisiaj – każdy z przeciwników i zwolenników prosumenta licytuje i to bardzo wysoko.

Negocjacje

W teorii negocjacji ważne jest tak zwane „pierwsze otwarcie”. Jest to pierwsza informacja wychodząca z naszej strony kiedy podajemy ofertę i pierwsze znaki mówiące o tym, w jaki sposób chcemy prowadzić negocjacje. To pierwsze otwarcie – „zalicytowanie” naszej ceny lub naszych warunków ma zawsze wpływ na końcowy rezultat. Na tym etapie szkoły negocjacyjne zwykle zalecają śmiałość i tzw. ostre otwarcie –„chcesz wygrać, licytuj wysoko” – a więc pokazujemy, że nie sprzedamy się tanio lub że żądamy wysokiego wsparcia finansowego. Oczywiście jak wszędzie, tak i tutaj pełno jest niuansów jak na przykład kultura i kraj z którego strona negocjująca pochodzi. Jednak jeżeli chodzi energetykę, tak polską jak i międzynarodową, mam wrażenie, że występuje tu tylko jeden proces negocjacyjny… wyjęty prosto z arabskiego targu. I tak, pierwsze energetyczne otwarcie jak i kontrpropozycja, dawno przestały być blisko racjonalnych poziomów i sięgają daleko, właściwie poza jakimkolwiek typowo stosowanym w naszym kraju zakresem.


Na targu warzywnym lub giełdzie samochodowej rzadko widzi się kartki z ceną 3-4 razy większą od rynkowej, z drugiej strony, oczywistym jest też fakt, że zaproponowanie zbyt niskiej ceny będzie również niepokojące. A w energetyce… od razu wysoko – jeśli wprowadzamy energię zieloną i prosumencką – to musi być 10 a może i 20 razy więcej mocy niż dziś, a jeśli chcemy zachować węgiel – to bynajmniej nie oddamy żadnej kopalni, a nawet wręcz przeciwnie- jeszcze otworzymy kilka nowych i wybudujemy do tego elektrownię w nowej lokalizacji. Pole negocjacji wyszło poza jakikolwiek zakres racjonalnych obszarów, w których polityka energetyczna może być zrealizowana i niestety zamordowało to racjonalną dyskusję branżową – teraz trzeba być ekstremistą, nieważne w którą stronę, ale koniecznie zalicytować wysoko.

Więcej: konradswirski.blog.tt.com.pl

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ