Partner serwisu
10 maja 2016

Lobbing w energetyce – duży może więcej…dopóki nie znajdzie się jeszcze większy

Kategoria: Konrad Świrski komentuje

Historia lobbingu jest tak samo długa jak sama historia świata. Próby wpływania na decyzje władców, wprowadzanie specjalnych regulacji, podatków, akcyz lub ceł – to od zawsze gra sił pomiędzy grupami interesów – ktoś zarabia i ktoś traci – zwykle nie ma tu miejsca na wspólne interesy. Sama nazw lobbing pochodzi od łacińskiego lobium, lobia – pasaż, krużganek – co też pokazuje nam gdzie takie interesy były załatwiane w czasach starożytnych.

Lobbing w energetyce – duży może więcej…dopóki nie znajdzie się jeszcze większy

Pomimo łacińskiego źródłosłowia, Grecy jak zawsze uważają, że byli pierwsi, ponieważ stawiają jako przykład retorów w Atenach, którzy za odpowiednią opłatą podejmowali się bronić interesów danej strony na zgromadzeniach ludowych. Amerykanie , co jest dla nich typowe, odrzucają starożytną etymologie tego słowa i lobbing przypisują sobie, a właściwie swojemu Prezydentowi Ulyssesowi Grantowi, który był zarówno utalentowanym dowódcą wojskowym jak i kompletnie nieudolnym, podlegającym wpływom i czystej korupcji politykiem i prezydentem. Dokładając do tego jeszcze zaawansowany alkoholizm i zamiłowanie do cygar mamy Ulysessa Granta- zwykle przesiadującego w lobby swojego ulubionego hotelu „Willard” w Waszyngtonie, otoczonego wianuszkiem interesariuszy próbujących załatwić nową regulację, koncesję lub intratne stanowisko. Tak narodził się nowoczesny, amerykański lobbing, który szybko przybrał formę zorganizowaną przez rejestrację lobbystów w roku 1876 i pierwszą, bardzo krótko trwającą ustawę, za którą kolejno nastąpił szereg coraz bardziej specyficznych regulacji jak finalnie The Lobbying Disclosure Act of 1995 (ale już i z kolejnymi poprawkami). Jeśli dodamy do tego polskie nazewnictwo z początków XX wieku – antyszambrowanie (od francuskiego przedpokój) – wiemy już gdzie w danym państwie należy szukać klucza do otwarcia wszystkich drzwi.

Jak lobbing działa w energetyce?

Wśród wszystkich sektorów gospodarki, energetyka jest jednym z wdzięczniejszych obszarów. Kilka decyzji regulacyjnych może spowodować dynamiczny wzrost albo spektakularny upadek danego producenta lub całej technologii, nic więc dziwnego, że w analizie ryzyka wszystkich, energetycznych projektów poczytne miejsce (zwykle bezdyskusyjnie pierwsze) zajmuje ryzyko regulacyjne. Ostatnie lata i system Unii Europejskiej to kluczowy rozkwit prymatu wpływów politycznych i lobbingu nad wiedzą inżynierską, a czasami też i zdrowym rozsądkiem. Wydaje się nawet, że „obudzono śpiącego potwora” i sam pierwszy plan zmian technologicznych i „zielonej Europy” zaawansowanej technologicznie zaczął żyć własnym życiem, a emisja CO2 stała się rodzajem całego „sektora przemysłowego” integrującego nowe firmy przemysłowe, ale też i konsultantów, finansistów i prawników generujących lobbystyczne pomysły z prędkością światła.

Czy duży może więcej?

Co charakterystyczne, przynajmniej w Polsce, w energetycznych regulacjach zwykle „duży może więcej”. Śledząc historie zmian i kolejnych poprawek, okazuje się, że wcześniej czy później i tak nowe rozwiązania najbardziej wspomagają istniejącą strukturę koncernów paliwowo-energetycznych – co jest niczym dziwnym, ponieważ pokazuje kto ma prawdziwą siłę i zasoby. Dziś kolejne propozycje legislacyjne, pokazują wyraźnie skąd wieje wiatr i gdzie zmierza polski okręt energetyczny. Prawdopodobnie coś za coś, nowe propozycje regulacyjne wspomagają energetykę koncernową i konwencjonalną tak jak i ta energetyka wsparła chwiejące się górnictwo węgla kamiennego, więc innym graczom na rynku trudno będzie się przebić. A zmiany wyraźnie wspomagają koncerny. Od propozycji rewizji ustawy OZE i dodatkowych zapisów „ustawy wiatrakowej”, mamy do czynienia z silnym wsparciem tych największych. Nowe propozycje reaktywują częściowo współspalanie i pewnie otwierają drogę do dużych instalacji biomasowych, jednocześnie poprzez ograniczenia odległościowe (być może które zostaną złagodzone) i presję finansową (np. zmiany podatkowe) znacznie zmniejszają atrakcyjność energetyki wiatrowej.

To wszystko jest dobre dla energetycznych championów – z jednej strony łatwość rozwijania współspalania z drugiej zaś, możliwość czekania na zwrot z inwestycji w farmy wiatrowe, a może nawet okazja żeby istniejące instalacje odkupić. Trudno powiedzieć czy jest to globalnie dobre czy złe – po prostu tak jest i tak wygląda gra wypadkowa interesów – tu akurat korporacje są silniejsze w retoryce na dziś. Generalnie należy się liczyć z kolejnymi udogodnieniami jak rynek mocy, ciche wspieranie inwestycji węglowych i transformacje systemu wsparcia OZE preferującego dużych graczy.

Więcej przeczytasz TUTAJ

Fot. zasoby autora

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ