Polski energy-mix, niemiecka energiewende. Dwie alternatywne strategie rozwoju energetyki
Z Niemcami, historycznie zawsze było nam jakoś nie po drodze i właściwie wszystko po dwóch stronach granicy robione jest nieco inaczej. Krótkie chwile ocieplenia i wspólnych interesów, wcześniej czy później, przeplatane są długimi okresami problemów albo też sytuacjami, gdzie jak już coś pasuje, to znajdzie się jakiś głęboko dzielący nas problem.
Teraz niestety jest nie inaczej – gospodarki współpracują, co roku bijemy kolejne rekordy wzajemnych obrotów handlowych, a zapotrzebowanie na polskie produkty i usługi na rynku niemieckim stale rośnie. Wszystko wygląda przyzwoicie… poza jednym. Koncepcja polityki energetycznej różni nas bowiem diametralnie. I wcale nie chodzi o poważny kawałek rury Nordstream II, ale o całokształt patrzenia na strukturę wytwarzania energii elektrycznej. Nasze historyczne przywiązanie do węgla jest zupełnie ortogonalne do niemieckiej niechęci do węglowej emisji CO2. I niezależnie od patrzenia na dzisiejsze elektrownie węglowe w Niemczech, musimy zdać sobie sprawę z faktu, że Energiewende, choć na pewno będzie jeszcze kilkakrotnie modyfikowane, to jednak będzie zupełnie różne od naszego Energy-mix-u. Widać to patrząc na nowoogłoszone plany niemieckie na rok 2030 i na przewidywaną strategię polskiego wytwarzania, która w bólach rodzi się w gabinetach Ministerstwa Energii i powinna być ogłoszona wkrótce, a powoli zaczyna przedostawać się w przeciekach do opinii publicznej.
Kilka słów wyjaśnienia do grafiki powyżej. Dane o niemieckiej strukturze wytwarzania pochodzą z https://www.energy-charts.de/energy_pie.htm?year=2016, dane o polskim wytwarzaniu z informacji Operatora Systemu Przesyłowego. Emisyjność elektrowni węglowych przyjąłem na poziomie 0,8 t/MWh (optymistycznie) i jednakowo dla obu krajów, na rok 2030 przyjąłem zwiększenie obecnej produkcji energii z uwagi na wymagania elektromobilności odpowiednio o 25 i 15 %. Niemiecka struktura wytwarzania wg ostatniej aktualizacji polityki energetycznej, polska oparta jest o założenia, że w 2030 będziemy mieli 60% z węgla (oficjalne deklaracje ME), 27% OZE to cel europejski, który lepiej wykonać (choć wydaje się to trudne do osiągnięcia przy utrzymaniu obecnej polityki legislacyjnej, ale załóżmy silny postęp w technologii) i reszta wypadkowa w gazie (hipotetyczne plany wprowadzenia energetyki jądrowej do miksu do 2030 jednak traktowałbym bardziej literacko na dziś). Finalnie prowadzi to do przewidywania emisji CO2 z energetyki w 2030 i uśrednionych wskaźników na MWh i na obywatela danego kraju. Oczywiście wyliczenia i obrazki można uszczegółowiać i liczyć jeszcze bardziej wariantowo i dokładnie – ale nie zmieni to podstawowych wyników.
Widać, że strategie rozmijają się diametralnie.
Plany niemieckie prowadzą do silnego obniżania emisji CO2 (i przekraczania wszystkich celów obecnej, europejskiej polityki klimatycznej), w warunkach polskich (bez EJ i 60 % węgla) będzie trudno zmieścić się w obecnych konkluzjach klimatycznych (- 43 % redukcji CO2). Coraz trudniej będzie udowadniać, że niemiecka gospodarka ma sumarycznie większy wpływ na emisję, bo finalnie wskaźniki emisyjności „na głowę” w Niemczech będą niższe, mimo znacznie większego poziomu konsumpcji energii per obywatel.
Nie jest moją intencją udowadnianie, która strategia jest lepsza – każda po prostu lepiej pasuje do danego kraju. Nie jesteśmy w stanie gwałtownie rezygnować z węgla i kopiować Energiewede, bo i nie mamy możliwości subsydiowania OZE z kieszeni obywateli jak też i czasu na reorganizacje sektora energetycznego. Z kolei Niemcy po pierwsze chętnie sięgają po nowe normy i politykę klimatyczną, bo to wymusza, korzystny dla ich przemysłu, postęp technologiczny, po drugie bariery wejścia dla innych gospodarek-mniej zaawansowanych ale może tańszych produkcyjnie ale i bardziej energochłonnych i emisyjnych.
Cały artykuł można znaleść na konradswirski.blog.tt.com.pl
fot.: 123rf.com/zdjęcie ilustracyjne